poniedziałek, 28 października 2013

Wszystko przychodzi z czasem

Eco Vital pracaZ okazji sobotniego przestawiania zegarków postanowiłem poświęcić swój kolejny wpis rozważaniom na temat czasu. Życie coraz bardziej przyspiesza i mimo iż nadal mamy do dyspozycji 24 godziny, trudno nam to odczuć. Często łączymy pracę z nauką, a czasami także z opieką nad dziećmi, a przecież obowiązki to nie wszystko. Każdy z nas potrzebuje odskoczni od rutynowych zadań wykonywanych pod presją czasu. Pracownik, który nie ma czasu na rozwijanie swojego hobby, jest sfrustrowany i dużo gorzej wykonuje swoją pracę niż osoba spełniona i zorganizowana. Sam staram się znaleźć czas na wiele spraw. W weekendy zazwyczaj jestem pochłonięty pracą, dlatego też w ciągu tygodnia skupiam się na sprawach rodzinnych i rozwijaniu własnych zainteresowań.

Zamiast narzekać na to, że doba nie ma 48 godzin, warto poświęcić kilka chwil dziennie na opracowanie własnej strategii zarządzania czasem. Powszechnie stosowane dziś metody na pewno zaprocentują w przyszłości. Nawet nie zauważycie, jak bardzo wzrosła jakość Waszego życia po zmianie kilku nawyków. Przede wszystkim zorientujecie się, ile czasu tak naprawdę marnujecie. Doświadczenie zyskane w przeciągu kilku tygodni pozwoli Wam tracić go o wiele mniej. Być może nie uwierzycie, ale dobrym pierwszym przetarciem przed podjęciem konkretnych działań jest stawianie sobie kolejnych celów bądź rozpoczynanie nowych projektów. Nic tak nie hartuje jak ogrom obowiązków. Najłatwiej zorganizować się w bałaganie. Nie bez powodu ktoś kiedyś powiedział, że najbardziej zajęty człowiek to ten, który ma mnóstwo czasu. Im mniej będziecie go mieli, tym łatwiej będzie Wam się odnaleźć i skupić na konkretnych działaniach. Uważajcie jednak, żeby nie przesadzić i nie wymyślać sobie kolejnych zadań ponad Wasze siły. Wszystko z umiarem.

Eco Vital rekrutacjaSpróbujcie prześledzić Wasz harmonogram dnia (o ile takowy posiadacie). W teorii zarządzania czasem istnieje pojęcie tzw. pustych minut. Nawet 5 minut czekania na przystanku lub oczekiwania na zagotowanie się wody można konstruktywnie wykorzystać, np. czytając artykuł. Okazuje się to dość istotne, gdy zsumujecie wszystko i dostrzeżecie, ile czasu upływa Wam na bezproduktywnych czynnościach. Ilu z Was zdarza się przeglądać skrzynkę mailową co pół godziny? Zdajecie sobie sprawę z czasochłonności takiego nawyku? O wiele szybciej jest odpowiedzieć na wszystkie wiadomości za jednym zamachem niż odbierać je i odpisywać na bieżąco. To podstawowy i nagminnie popełniany błąd. Powinniśmy robić coś raz, a porządnie, bo w przeciwnym razie na własne życzenie tracimy rytm pracy przeskakując z jednego zadania na drugie. Jeżeli przy okazji wyłączycie telewizor, efekty przyjdą dużo szybciej. Poza pożeraniem czasu oglądanie telewizji ma szkodliwy wpływ na inne sfery naszego życia. Pomijając kształtowanie poglądów, czy nie czujesz się źle słysząc o morderstwach, katastrofach naturalnych i innych ludzkich tragediach? Na pierwszy rzut oka może się to wydać śmieszne, ale takie wiadomości i obrazy wprawiają w kiepski nastrój. Skupiamy się na negatywnych aspektach codziennego życia. Nasze nastawienie wpływa na wydajność w pracy, kreatywność oraz organizację czasu. Trudno jest efektywnie wykonywać obowiązki przy włączonym telewizorze. Lepiej rozważyć inną formę relaksu. W ostateczności ustalcie sobie „karę” za każde oddanie się pożeraczowi czasu. Sprawdzacie pocztę co kilka minut? Zróbcie 10 pompek. To samo powtórzcie przy sięgnięciu po pilota.

Eco Vital opinieNasz umysł jest plastyczny. Potrafi dostosować się do każdej sytuacji, dzięki czemu możemy stawać się bardziej odporni na spotykające nas sytuacje. Siła tkwi w kartce papieru, która pozwala na zapisanie całego planu dnia. Nawet tak prozaiczne czynności jak wynoszenie śmieci warto zaplanować. Przy najważniejszych zadaniach można postawić wykrzykniki. Zapisywanie harmonogramu dnia mobilizuje do jego przestrzegania i stanowi rodzaj zobowiązania. To tak, jakbyśmy komuś powiedzieli o naszych planach i starali się być konsekwentni w działaniu. Często się okazuje, że psychologia zna wiele prostych odpowiedzi na nasze codzienne problemy.

poniedziałek, 21 października 2013

Nie taki kryzys straszny

Poniedziałek rzadko zastaje nas w dobrym nastroju. Nawet po intensywnym i miło spędzonym weekendzie nie czujemy się zdolni podjąć rękawicy i wejść z pozytywnym nastawieniem w nowy tydzień pracy. Znam to z autopsji. Każdy udany event z jednej strony motywuje do dalszego wysiłku, a z drugiej skłania do refleksji nad samym sobą. Skoro tak dużo i tak dobrze pracuję, to może należy mi się odpoczynek? Niejeden z nas wpada w spiralę myśli, od której czasami ciężko się uwolnić. Jeszcze trudniej jest, gdy pojawia się wypalenie zawodowe.

Na pewno miewacie chwile zwątpienia. Nawet osoby, których droga życiowa jest usłana sukcesami, nie zawsze są pewni swoich możliwości. Jesteśmy tylko ludźmi i chwile słabości są wliczone w koszta wszelkich naszych przedsięwzięć. Na szczęście istnieją skuteczne metody na radzenie sobie z tego typu stanami. Dla tych, którzy interesują się neurolingwistycznym programowaniem, nie będzie to żadna nowość. W wielu zawodach techniki NLP od lat cieszą się popularnością, ponieważ ułatwiają wytrwanie w momentach kryzysu, które napotykamy na swojej ścieżce kariery. Szczególnie jesienią, gdy budzimy się rano, odnosząc wrażenie, że cały świat obrócił się przeciwko nam. Odrobina wysiłku każdego dnia może jednak zmienić nie tylko postrzeganie ciążących na nas obowiązków, ale również całe życie.

Kotwiczenie, bo o nim chciałbym dziś kilka słów powiedzieć, bynajmniej nie jest wynalazkiem współczesnym. Jeżeli pamiętacie badania Pawłowa nad psami, to zapewne domyślacie się, co mam na myśli. Całość sprowadza się do wywoływania oczekiwanych stanów emocjonalnych. Najczęściej bez świadomego wkładu jesteśmy w stanie wyrobić w sobie danych odruch. Z czasem staje się on czymś na tyle powszechnym w naszym zachowanie, że tracimy nad nim panowanie. Ilu z nas zastanawia się nad tym, czy zatrzymać się przed czerwonym światłem? Po dłuższym czasie powtarzania tej samej czynności uruchamia się u nas automatyczny mechanizm. Wszystko działa w bardzo prosty sposób. Nasz mózg tworzy neurologiczne połączenie pomiędzy równolegle odbieranymi bodźcami. Kotwicę mogą stanowić słowa. Inaczej reagujemy na określenia takie jak „nienawiść” lub „strach” niż na „szczęście” czy „radość”. Jeżeli w dzieciństwie, delikatnie mówiąc, nie przepadaliśmy za wątróbką i czuliśmy obrzydzenie widząc ją na talerzu, prawdopodobnie to samo odczujemy dziś. Jest to jednak potężne narzędzie, które możemy wykorzystywać w celu odnoszenia korzyści.

Zakładanie kotwic nie stanowi wybitnie trudnego zadania, ale wymaga wytrwałości w działaniu. Po pierwsze, musisz usiąść wygodnie i się zrelaksować. Gdy już będziesz gotów, następnym krokiem jest przywołanie wyjątkowego wspomnienia z Twojego życia, które ma pomóc Ci w wywołaniu pożądanych emocji, np. pewności siebie. Wyobraź sobie więc taką sytuację ze swojej przeszłości, w której czułeś się tak bardzo pewny siebie jak nigdy. Kolejny ważny krok stanowi wybór odpowiedniego bodźca, dzięki któremu łatwo Ci będzie przywoływać to uczucie w dowolnym momencie w przyszłości. Może on oddziaływać na wybrany przez Ciebie zmysł, np. w formie objęcia prawą dłonią lewego nadgarstka, spojrzenia na konkretny obraz bądź okrzyk „dam radę!”. W tej materii wszystko zależy od indywidualnych upodobań. Później nadchodzi czas na intensywne przypomnienie sobie jak się czułeś we wspominanej chwili. W momencie, gdy najsilniej odczujesz stan zbliżony do przywoływanego, wskazane jest tzw. „założenie kotwicy”, czyli użycie na sobie bodźca, za którego pomocą będziesz ten stan w razie potrzeby przywoływał. Ostatnim etapem jest przełamanie tego stanu i skupienie się na czymś zupełnie innym, a następnie powrót do wspomnienia. Specjaliści twierdzą, że warto przypomnieć sobie kilka takich momentów i stosować technikę z wykorzystaniem każdego z nich.

Bez szczególnego zagłębiania się w dziedzinę NLP można osiągnąć pozytywne i trwałe efekty. Jeżeli uważacie, że coś może Wam się przydać w codziennej pracy, to nie ma powodu, żeby tego nie stosować. Celem powstawania wynalazków jest w końcu ułatwianie ludziom życia. Żyjąc w nieustannym stresie wręcz wskazane jest niwelować jego negatywne skutki. :)

czwartek, 17 października 2013

Zakup (nie)kontrolowany

Przed weekendem wielu z nas wyrusza na cotygodniowe zakupy. By mieć możliwie jak największy wybór produktów, tłumnie gromadzimy się w supermarketach. Liczymy na korzystne okazje i opuszczamy te miejsca z minami zwycięzców oraz wrażeniem, że zaoszczędziliśmy mnóstwo pieniędzy i czasu. Z poczuciem zakupowego spełnienia udajemy się do domów. Czy naprawdę mamy się z czego cieszyć?

To nieprawdopodobne, jak skutecznie potrafimy wyprzeć z naszej świadomości niektóre fakty. Słysząc o manipulacjach stosowanych przez wszelkiej maści sieci handlowe, często przymykamy oko i mówimy, że przecież nas to nie dotyczy. Masowy charakter zjawiska przyczynia się jednak do wzmocnienia efektu. Firmy coraz częściej posługują się najnowszymi odkryciami z dziedziny psychologii. Jeżeli spotkaliście się kiedyś z pojęciem merchandisingu, zapewne wiecie, o czym mówię. Merchandiser to osoba odpowiedzialna za takie rozłożenie produktów w sklepie, by jak najmocniej stymulować klienta do zakupów. Wydaje nam się, że to czynność banalna, jednak osoby pracujące w branży od dawna to prawdziwi profesjonaliści w swojej dziedzinie. Kolor produktu, rozmieszczenie, temperatura, zatłoczenie określonych działów – wszystko ma swoje znaczenie i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że poruszamy się po drodze, którą ktoś nam wcześniej wyznaczył. Wykonujemy narzucone nam bez żadnej niepotrzebnej presji czynności i często kupujemy produkty o wątpliwej jakości, o których nie myśleliśmy przed wejściem do supermarketu.

Już przed przystąpieniem do zakupów otrzymujemy darmowy upominek od hostessy, dzięki czemu spoglądamy na sklep z większą sympatią. W zeszłym tygodniu bezpośrednio po przejściu przez bramkę podeszła do mnie pani z tabletem i zapytała, czy uczestniczę w pewnym programie lojalnościowym związanym z działalnością sieci. Nie przywiązywałem do tego wagi, ale faktycznie byłem zarejestrowany. Ze zdumieniem przyjąłem informację o tym, że nie wykorzystuję w pełni możliwości swojej karty. W ciągu kilku sekund na moim koncie pojawiły się bony uprawniające do zdobycia większej ilości punktów. Musiałem jednak spełnić dwa warunki – zrobić zakupy tego samego dnia i wydać określoną sumę pieniędzy. Tej strony jednak nie dostrzega się od razu. Pierwsze uczucie towarzyszące rozmowie z taką przemiłą panią jest bardzo pozytywne. W końcu kto z nas nie lubi dostawać prezentów? Przez cały czas myślimy, że i tak nie kupimy więcej, niż chcemy. Tymczasem takie zabiegi potrafią zwiększyć obroty sklepu o 300 %!

70 % klientów to osoby zmotoryzowane. Pozostali skazani są na poruszanie się za pomocą komunikacji miejskiej. Sieci udostępniają więc autobusy, by przyciągnąć jeszcze większą rzeszę klientów. Zdarza się, że taki dojazd jest darmowy i wielu z nas czuje się zobowiązanych do „odwdzięczenia się” firmie za takie usługi. Zwykła reguła wzajemności znana od lat. Przyjeżdżasz, więc musisz coś kupić. Nie dziwi Was, że w sklepach niektórych sieci handlowych nie istnieje oddzielna bramka wyjściowa dla osób, które nie zrobiły zakupów? Prosty trick, ale sprawdza się znakomicie. Na hasło „promocja” też reagujemy jak opętani. Nawet jeśli objęty nią produkt jest droższy od podobnego stojącego obok, sięgamy po ten droższy tylko dlatego, że jest w promocji. Im więcej takich okazji, tym lepiej, ponieważ spędzamy w markecie jeszcze więcej czasu. Ponadto pakujemy do wózka produkty, które są nam totalnie zbędne. Czujemy, że sklep dba o klienta i chce dla nas jak najlepiej. Mamy ciągłe wrażenie odnoszonych korzyści z przybycia tutaj i dokonania najlepszego wyboru spośród możliwych.

Czy tylko mnie wkurza muzyka serwowana w supermarketach? W domu nie wytrzymałbym pięciu minut, gdyby moja żona raczyła mnie takimi dźwiękami. Przy bardziej wyczerpującym dniu jestem bliższy osiągnięcia stanu nirwany od niejednego mistrza Zen. Myślę tylko o tym, żeby jak najszybciej dokończyć zakupy i zmyć się do domu. To jednak niewykonalne. Wózek jest duży, a ja muszę go wypełnić po brzegi, bo inaczej ominie mnie wiele atrakcyjnych okazji. Nawet stojąc w upragnionej kolejce do kasy, zdarza mi się sięgać po batonika z umieszczonych tam stoisk. Człowiek, który się nudzi, zrobi wszystko, żeby ten stan zmienić. Tym bardziej przy monotonnym rytmie docierającym do jego uszu z głośników.

Wiecie, co jeszcze jest niepokojące? Takie miejsca zabijają drobnych sprzedawców. Już 50 % rynku handlowego w Polsce opanowały hipermarkety i supermarkety. Tracimy więc podwójnie, wydając coraz więcej pieniędzy i pozwalając zarobić firmom, które przyczyniają się do wzrostu bezrobocia. Takie sieci najczęściej zatrudniają ludzi za pośrednictwem agencji pracy, co zwalnia je z odpowiedzialności za pracowników. Przedsiębiorca z niewielkim kapitałem i energią nie ma szans w starciu z takim Goliatem. Obawiam się, że trudno będzie to zjawisko powstrzymać...

poniedziałek, 7 października 2013

Nie tacy prawdomówni

Gdzie najczęściej zdarza Wam się kłamać? W pracy, w szkole, podczas zjazdów rodzinnych? A może w ogóle Wam się nie zdarza? My, gatunek ludzki, jesteśmy prawdziwymi mistrzami w zakładaniu masek i dostosowywaniu się do otoczenia niczym kameleony. Powoli upadają mity zawodów, których przedstawiciele są szczególnie uzależnieni od oszukiwania swoich rozmówców. Politycy grają swoje role w wielkim teatrze, a my wszyscy oglądamy ten spektakl i doskonale wiemy, co się święci. Granice między ludźmi krystalicznie uczciwymi, a drobnymi kłamcami sukcesywnie się zacierają. Wśród wielu cech, jakie są przypisywane przedstawicielom handlowym, łatkę oszustów przypina się nam już od bardzo dawna. Dużo łatwiej jest nam operować stereotypami niż kierować się rozumem.

Wizja chciwego sprzedawcy jedną ręką zachwalającego swój produkt, a drugą ręką sięgającego do kieszeni klienta, to znak naszych czasów. Kultura, w której obracamy się na co dzień, uczy nas jak być nieufnym wobec wszelkich, nawet tych korzystnych dla nas, propozycji. Brak wiary w ludzi budzi w nas potrzebę do ukrywania się z naszymi odczuciami, co w prostej linii sprawia, że zaczynamy kłamać. Czasami nie ma to nic wspólnego z naszą opinią o przedstawicielu handlowym. Od początku jesteśmy wyczuleni na czyhające za każdym rogiem ulicy oszustwo, które wykorzysta każdy moment naszej nieuwagi. Dużo mniej mówi się o klientach, którzy też często mijają się z prawdą. Bywa, że są mało asertywni i nie potrafią odmówić lub delikatnie zbyć sprzedawcy.

Przypuśćmy, że trwa rozmowa, której celem jest dokonanie transakcji. Przedstawiciel handlowy oferuje swoje akcesoria, klient uważnie słucha. W pewnym momencie stwierdza, że konkurencja sprzedaje ten sam produkt po niższej cenie. Pytanie brzmi: „Dlaczego zatem rozmowa nadal trwa?”. Jeżeli dana osoba rzeczywiście znalazła tańszą ofertę, mogła z niej przecież skorzystać. Może trudno jej było podjąć ostateczną decyzję? A może po prostu tamten produkt, mimo korzystniejszej ceny, nie spełniał oczekiwań klienta? Innym sposobem na pozbycie się natrętnego sprzedawcy jest stwierdzenie o stuprocentowym zadowoleniu z posiadanego urządzenia. Nie można przecież stwierdzić, że odpowiada ono w pełni naszym wymaganiom, nie mając żadnego porównania i możliwości skonfrontowania posiadanego przez nas artykułu z innymi mu podobnymi. Jeżeli mamy rodzinę, często na naszą odmowę ma wpływ presja ze strony bliskich. To jednak kwestia dość powszechna. Presji podlegamy wszędzie, bez względu na pochodzenie, charakter pracy czy też miejsce zamieszkania.

Najczęściej zdradzają nas wykonywane gesty, łącznie z postawą, wyrazem twarzy oraz intonacją głosu. Nie od dziś wiadomo, że ważniejsze od tego, co mówimy, jest to, jak mówimy. Często skrywamy nasze emocje pod delikatnym płaszczykiem uśmiechu lub mrużenia oczu. Łatwo nam jest panować nad słowami, znacznie trudniej opanować gesty. Dzieci często zakrywają usta, kiedy nie chcą czegoś powiedzieć. Wiedzą, że jedyną opcją uniknięcia kary jest kłamstwo, ale przecież zostały nauczone przez rodziców, że tak nie wypada. Gdy dojrzewamy, nasza mimika przechodzi ewolucję i w ten sposób zamiast zakrywać usta kładziemy na nich palce bądź udajemy kaszel. Podczas wypowiadania słów niezgodnych z prawdą często pocieramy oczy za pomocą dłoni. Odwracamy wzrok, by odgrodzić się od niekomfortowej dla nas sytuacji. Innym przykładem jest chwytanie się za ucho. Symbolicznie gest oznacza, iż nie chcemy usłyszeć wypowiadanego przez nas kłamstwa. W głębszym sensie oznacza on uczucie niepokoju. Podwyższone ciśnienie krwi w takich momentach sprawia, że zazwyczaj rozluźniamy kołnierzyk, a nasz nos delikatnie się powiększa.

Mając podstawową wiedzę na temat mechanizmów rządzących naszymi gestami, możemy bez większych trudności ocenić intencje naszego rozmówcy. W ten sposób o wiele skuteczniej unikniemy poczucia bycia oszukanym oraz zawodu w różnych sferach naszego codziennego życia. :)

wtorek, 1 października 2013

Koło... umysłowej tortury?

Powszechnie uważa się, że nie ma na świecie lepszych specjalistów od manipulacji niż przedstawiciele handlowi. To właśnie my jesteśmy uznawani za źródło zła wszelkiego, wciągania klientów w dożywotnie długi oraz najsprytniejszych oszustów wszech czasów. Krótko mówiąc, gorsi od nas są tylko lichwiarze. Postanowiłem więc zadać sobie nieco trudu, by udowodnić Wam, że nie taki diabeł straszny jak go malują, ponieważ sami okazujemy się naiwni w obliczu obcowania ze współczesnymi mediami.

Żyjemy w ciekawych czasach. Nasi rodzice i dziadkowie większość wolnego czasu spędzali aktywnie na świeżym powietrzu, poświęcali go rodzinie bądź po prostu czytali książki. W dzisiejszej rzeczywistości każdy z nas ma w sobie coś ze św. Tomasza Apostoła. Nie wierzymy w nic, czego nie widzieliśmy. Powiem nawet więcej – wierzymy we wszystko, co zobaczymy. Czasami myślę, że telewizor w domu oznacza większe zagrożenie niż kuchenka gazowa czy wadliwa kanalizacja. Nasz umysł jest na tyle plastyczny, że bardzo łatwo jest formować go na swoją modłę, jeśli posiada się jakąkolwiek wiedzę na temat perswazji lub innych technik marketingowych. Weźmy sobie za przykład teleturnieje. Każdy z nas je oglądał przynajmniej raz w życiu. Ci starsi z Was pamiętają pana Pijanowskiego i jego niezastąpioną asystentkę Magdę Masny w „Kole fortuny” albo Janusza Weissa w roli prowadzącego „Miliard w rozumie”. Czasy się zmieniły, poziom rozrywki również. Kiedyś na uwagę widza trzeba było sobie zapracować wyrafinowaną formą oraz treścią. Techniki realizacji nie były rozwinięte w takim stopniu, by sprzedać samo opakowanie. Dziś wysoką oglądalność osiąga się w inny sposób, w końcu ona stanowi priorytet w całym przedsięwzięciu.
 
W latach 50. w Stanach Zjednoczonych miał miejsce skandal związany z popularnym wówczas show pt. „21”. Gdy jeden z uczestników seryjnie wygrywał kolejne odcinki, zainteresowanie programem zaczęło gwałtownie spadać. Autorzy postanowili więc poddać przebieg rozgrywek pewnej manipulacji. Udostępnili pozostałym uczestnikom treści pytań, wskutek czego tamci odnosili kolejne serie zwycięstw. Cały przekręt wyszedł na jaw, sprawa natomiast miała swój finał w Sądzie Najwyższym. Na naszym podwórku co prawda nie przyszło nam oglądać aż tak żenujących spektakli, twórcy niektórych programów znajdowali jednak sposób na przyciągnięcie niczego nieświadomych ludzi, a przy okazji na znalezienie oszczędności w budżetach programów.

 
Jeżeli są wśród Was fani teleturnieju „Jaka to melodia?”, to zapewne pamiętają oni jego początki. Było to pierwsze w telewizji polskiej show z występem zespołu na żywo. Ludzie zgłaszali się do wzięcia udziału w programie na widowni nie tylko po to, by zobaczyć Roberta Janowskiego, ale również po to, by podziwiać całość od kuchni. Jak to wygląda dzisiaj? Wszystkie piosenki odtwarzane są z telebimów. Do występów zapraszane są znane na całym świecie gwiazdy i widzowi kręci się w głowie od natłoku wykonawców w każdym z odcinków programu. Całość jest jednak doskonale wyreżyserowana. Podobnie wygląda kwestia rundy trzeciej, gdzie kolejność utworów ustalono z góry, odbiorca jest natomiast po raz kolejny wprowadzany w błąd, by bardziej się emocjonować rozgrywką. Oczywiście metody te nawet nie umywają się do TVN-owskiego „Tańca z gwiazdami”, gdzie odbywała się masowa produkcja celebrytów z bardzo przeciętnych dziennikarzy i jednosezonowych aktorów. Nabijani w butelkę widzowie co tydzień słali setki tysięcy sms'ów, ekscytując się niskich lotów rozrywką. 
 
Jeszcze kilka lat temu ogromną popularnością cieszył się inny teleturniej tejże stacji. „Milionerzy” w swoim najlepszym okresie bili na głowę inne tego rodzaju programy. Poza standardowymi odcinkami emitowane były edycje świąteczne. Najbardziej rozpoznawalni pracownicy stacji grali w nich o pieniądze dla Fundacji TVN. Cel dość szczytny, ale zwróćmy uwagę na wykonanie. Oto pasjonat motoryzacji i gospodarz takich programów jak „Motoszoł”, „Turbo ring” i „Automaniak” Marcin Prokop na pytanie brzmiące: „Kalamitka, dawniej nieodzowna w każdym samochodzie, pełniła rolę:
A: smarowniczki, B:spryskiwacza , C: wycieraczki , D: skrobaczki” robi wielkie oczy i wije się niczym węgorz. Warto przypomnieć, że stawką pytania była kwota 500 tys. złotych, a po emisji programu wielu amatorów pod względem wiedzy z tej dziedziny twierdziło, że odpowiedź była banalna. Czarę goryczy przechyliła jednak gwiazda „Brzyduli” Julia Kamińska, która uparcie twierdziła, że doktor Judym romansował w „Lalce” z Izabelą Łęcką, „Chłopów” natomiast napisał Stefan Żeromski. Czyżby już nawet telewizja otwarcie lansowała hasło „Matura to bzdura”?

Mam nadzieję, że przytoczone przeze mnie fakty zwrócą Wam uwagę na to, jak trudno dzisiaj odróżnić prawdę od fałszu i nie ma to związku z wykonywanym zawodem. W takiej rzeczywistości przyszło nam żyć i jesteśmy narażeni na manipulację każdego dnia. Czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, że sami stosujemy niektóre techniki. :)