czwartek, 17 października 2013

Zakup (nie)kontrolowany

Przed weekendem wielu z nas wyrusza na cotygodniowe zakupy. By mieć możliwie jak największy wybór produktów, tłumnie gromadzimy się w supermarketach. Liczymy na korzystne okazje i opuszczamy te miejsca z minami zwycięzców oraz wrażeniem, że zaoszczędziliśmy mnóstwo pieniędzy i czasu. Z poczuciem zakupowego spełnienia udajemy się do domów. Czy naprawdę mamy się z czego cieszyć?

To nieprawdopodobne, jak skutecznie potrafimy wyprzeć z naszej świadomości niektóre fakty. Słysząc o manipulacjach stosowanych przez wszelkiej maści sieci handlowe, często przymykamy oko i mówimy, że przecież nas to nie dotyczy. Masowy charakter zjawiska przyczynia się jednak do wzmocnienia efektu. Firmy coraz częściej posługują się najnowszymi odkryciami z dziedziny psychologii. Jeżeli spotkaliście się kiedyś z pojęciem merchandisingu, zapewne wiecie, o czym mówię. Merchandiser to osoba odpowiedzialna za takie rozłożenie produktów w sklepie, by jak najmocniej stymulować klienta do zakupów. Wydaje nam się, że to czynność banalna, jednak osoby pracujące w branży od dawna to prawdziwi profesjonaliści w swojej dziedzinie. Kolor produktu, rozmieszczenie, temperatura, zatłoczenie określonych działów – wszystko ma swoje znaczenie i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że poruszamy się po drodze, którą ktoś nam wcześniej wyznaczył. Wykonujemy narzucone nam bez żadnej niepotrzebnej presji czynności i często kupujemy produkty o wątpliwej jakości, o których nie myśleliśmy przed wejściem do supermarketu.

Już przed przystąpieniem do zakupów otrzymujemy darmowy upominek od hostessy, dzięki czemu spoglądamy na sklep z większą sympatią. W zeszłym tygodniu bezpośrednio po przejściu przez bramkę podeszła do mnie pani z tabletem i zapytała, czy uczestniczę w pewnym programie lojalnościowym związanym z działalnością sieci. Nie przywiązywałem do tego wagi, ale faktycznie byłem zarejestrowany. Ze zdumieniem przyjąłem informację o tym, że nie wykorzystuję w pełni możliwości swojej karty. W ciągu kilku sekund na moim koncie pojawiły się bony uprawniające do zdobycia większej ilości punktów. Musiałem jednak spełnić dwa warunki – zrobić zakupy tego samego dnia i wydać określoną sumę pieniędzy. Tej strony jednak nie dostrzega się od razu. Pierwsze uczucie towarzyszące rozmowie z taką przemiłą panią jest bardzo pozytywne. W końcu kto z nas nie lubi dostawać prezentów? Przez cały czas myślimy, że i tak nie kupimy więcej, niż chcemy. Tymczasem takie zabiegi potrafią zwiększyć obroty sklepu o 300 %!

70 % klientów to osoby zmotoryzowane. Pozostali skazani są na poruszanie się za pomocą komunikacji miejskiej. Sieci udostępniają więc autobusy, by przyciągnąć jeszcze większą rzeszę klientów. Zdarza się, że taki dojazd jest darmowy i wielu z nas czuje się zobowiązanych do „odwdzięczenia się” firmie za takie usługi. Zwykła reguła wzajemności znana od lat. Przyjeżdżasz, więc musisz coś kupić. Nie dziwi Was, że w sklepach niektórych sieci handlowych nie istnieje oddzielna bramka wyjściowa dla osób, które nie zrobiły zakupów? Prosty trick, ale sprawdza się znakomicie. Na hasło „promocja” też reagujemy jak opętani. Nawet jeśli objęty nią produkt jest droższy od podobnego stojącego obok, sięgamy po ten droższy tylko dlatego, że jest w promocji. Im więcej takich okazji, tym lepiej, ponieważ spędzamy w markecie jeszcze więcej czasu. Ponadto pakujemy do wózka produkty, które są nam totalnie zbędne. Czujemy, że sklep dba o klienta i chce dla nas jak najlepiej. Mamy ciągłe wrażenie odnoszonych korzyści z przybycia tutaj i dokonania najlepszego wyboru spośród możliwych.

Czy tylko mnie wkurza muzyka serwowana w supermarketach? W domu nie wytrzymałbym pięciu minut, gdyby moja żona raczyła mnie takimi dźwiękami. Przy bardziej wyczerpującym dniu jestem bliższy osiągnięcia stanu nirwany od niejednego mistrza Zen. Myślę tylko o tym, żeby jak najszybciej dokończyć zakupy i zmyć się do domu. To jednak niewykonalne. Wózek jest duży, a ja muszę go wypełnić po brzegi, bo inaczej ominie mnie wiele atrakcyjnych okazji. Nawet stojąc w upragnionej kolejce do kasy, zdarza mi się sięgać po batonika z umieszczonych tam stoisk. Człowiek, który się nudzi, zrobi wszystko, żeby ten stan zmienić. Tym bardziej przy monotonnym rytmie docierającym do jego uszu z głośników.

Wiecie, co jeszcze jest niepokojące? Takie miejsca zabijają drobnych sprzedawców. Już 50 % rynku handlowego w Polsce opanowały hipermarkety i supermarkety. Tracimy więc podwójnie, wydając coraz więcej pieniędzy i pozwalając zarobić firmom, które przyczyniają się do wzrostu bezrobocia. Takie sieci najczęściej zatrudniają ludzi za pośrednictwem agencji pracy, co zwalnia je z odpowiedzialności za pracowników. Przedsiębiorca z niewielkim kapitałem i energią nie ma szans w starciu z takim Goliatem. Obawiam się, że trudno będzie to zjawisko powstrzymać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz