
Przed weekendem wielu z nas wyrusza na
cotygodniowe zakupy. By mieć możliwie jak największy wybór
produktów, tłumnie gromadzimy się w supermarketach. Liczymy na
korzystne okazje i opuszczamy te miejsca z minami zwycięzców oraz
wrażeniem, że zaoszczędziliśmy mnóstwo pieniędzy i czasu. Z
poczuciem zakupowego spełnienia udajemy się do domów. Czy naprawdę
mamy się z czego cieszyć?
To nieprawdopodobne, jak
skutecznie potrafimy wyprzeć z naszej świadomości niektóre fakty.
Słysząc o manipulacjach stosowanych przez wszelkiej maści sieci
handlowe, często przymykamy oko i mówimy, że przecież nas to nie
dotyczy. Masowy charakter zjawiska przyczynia się jednak do
wzmocnienia efektu. Firmy coraz częściej posługują się
najnowszymi odkryciami z dziedziny psychologii. Jeżeli spotkaliście
się kiedyś z pojęciem merchandisingu, zapewne wiecie, o czym
mówię. Merchandiser to osoba odpowiedzialna za takie rozłożenie
produktów w sklepie, by jak najmocniej stymulować klienta do
zakupów. Wydaje nam się, że to czynność banalna, jednak osoby
pracujące w branży od dawna to prawdziwi profesjonaliści w swojej
dziedzinie. Kolor produktu, rozmieszczenie, temperatura, zatłoczenie
określonych działów – wszystko ma swoje znaczenie i nawet nie
zdajemy sobie sprawy, że poruszamy się po drodze, którą ktoś nam
wcześniej wyznaczył. Wykonujemy narzucone nam bez żadnej
niepotrzebnej presji czynności i często kupujemy produkty o
wątpliwej jakości, o których nie myśleliśmy przed wejściem do
supermarketu.

Już przed przystąpieniem
do zakupów otrzymujemy darmowy upominek od hostessy, dzięki czemu
spoglądamy na sklep z większą sympatią. W zeszłym tygodniu
bezpośrednio po przejściu przez bramkę podeszła do mnie pani z
tabletem i zapytała, czy uczestniczę w pewnym programie
lojalnościowym związanym z działalnością sieci. Nie
przywiązywałem do tego wagi, ale faktycznie byłem zarejestrowany.
Ze zdumieniem przyjąłem informację o tym, że nie wykorzystuję w
pełni możliwości swojej karty. W ciągu kilku sekund na moim koncie
pojawiły się bony uprawniające do zdobycia większej ilości
punktów. Musiałem jednak spełnić dwa warunki – zrobić zakupy
tego samego dnia i wydać określoną sumę pieniędzy. Tej strony
jednak nie dostrzega się od razu. Pierwsze uczucie towarzyszące
rozmowie z taką przemiłą panią jest bardzo pozytywne. W końcu
kto z nas nie lubi dostawać prezentów? Przez cały czas myślimy,
że i tak nie kupimy więcej, niż chcemy. Tymczasem takie zabiegi
potrafią zwiększyć obroty sklepu o 300 %!

70 % klientów to osoby zmotoryzowane. Pozostali skazani są na poruszanie się za pomocą
komunikacji miejskiej. Sieci udostępniają więc autobusy, by
przyciągnąć jeszcze większą rzeszę klientów. Zdarza się, że
taki dojazd jest darmowy i wielu z nas czuje się zobowiązanych do
„odwdzięczenia się” firmie za takie usługi. Zwykła reguła
wzajemności znana od lat. Przyjeżdżasz, więc musisz coś kupić.
Nie dziwi Was, że w sklepach niektórych sieci handlowych nie
istnieje oddzielna bramka wyjściowa dla osób, które nie zrobiły
zakupów? Prosty trick, ale sprawdza się znakomicie. Na hasło
„promocja” też reagujemy jak opętani. Nawet jeśli objęty nią
produkt jest droższy od podobnego stojącego obok, sięgamy po ten
droższy tylko dlatego, że jest w promocji. Im więcej takich okazji,
tym lepiej, ponieważ spędzamy w markecie jeszcze więcej czasu.
Ponadto pakujemy do wózka produkty, które są nam totalnie zbędne.
Czujemy, że sklep dba o klienta i chce dla nas jak najlepiej. Mamy
ciągłe wrażenie odnoszonych korzyści z przybycia tutaj i
dokonania najlepszego wyboru spośród możliwych.
Czy tylko mnie wkurza
muzyka serwowana w supermarketach? W domu nie wytrzymałbym pięciu
minut, gdyby moja żona raczyła mnie takimi dźwiękami. Przy
bardziej wyczerpującym dniu jestem bliższy osiągnięcia stanu
nirwany od niejednego mistrza Zen. Myślę tylko o tym, żeby jak
najszybciej dokończyć zakupy i zmyć się do domu. To jednak
niewykonalne. Wózek jest duży, a ja muszę go wypełnić po brzegi,
bo inaczej ominie mnie wiele atrakcyjnych okazji. Nawet stojąc w
upragnionej kolejce do kasy, zdarza mi się sięgać po batonika z
umieszczonych tam stoisk. Człowiek, który się nudzi, zrobi
wszystko, żeby ten stan zmienić. Tym bardziej przy monotonnym
rytmie docierającym do jego uszu z głośników.
Wiecie, co jeszcze jest
niepokojące? Takie miejsca zabijają drobnych sprzedawców. Już 50
% rynku handlowego w Polsce opanowały hipermarkety i supermarkety.
Tracimy więc podwójnie, wydając coraz więcej pieniędzy i
pozwalając zarobić firmom, które przyczyniają się do wzrostu
bezrobocia. Takie sieci najczęściej zatrudniają ludzi za
pośrednictwem agencji pracy, co zwalnia je z odpowiedzialności za
pracowników. Przedsiębiorca z niewielkim kapitałem i energią nie
ma szans w starciu z takim Goliatem. Obawiam się, że trudno będzie
to zjawisko powstrzymać...